Świadectwo Christiane Claessens, przewodniczki pielgrzymek z Lozanny w Szwajcarii

data: 13.01.2011.

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29)

Christiane Claessens – pierwszy świadek uzdrowienia Szwajcarki Joëlle Beuret-Devanthéry u Medziugorju, w październiku 2010 r., opisuje pielgrzymkę i zdarzenie.

16 października 2010 r., w sobotę czterdzieści sześć osób, w większości z parafii św. Franciszka Salezego i św. Teresy, udało się na prywatną pielgrzymkę do Medziugorja. Była to nasza dwudziesta prywatna pielgrzymka, która miała miejsce podczas obchodów dwudziestej rocznicy założenia grupy modlitewnej Królowej Pokoju. Dla naszej grupy była to cudowna okazja, by podziękować Panu, bo Maryja każdego z nas prowadziła za rękę i wspierała pomimo trudności, na które napotykaliśmy w ciągu tych dwudziestu lat. W istocie, Szatan nie znosi Maryi Panny i dlatego nienawidzi grup modlitewnych, których powstania w swoich parafiach Ona tak gorąco pragnie. Dzięki łasce Bożej pozostaliśmy wierni i co poniedziałek zbieraliśmy się na modlitwie, medytacji tajemnic życia Chrystusa, w oparciu o orędzia, które Maryja dała światu i które ciągle daje każdego dwudziestego piątego dnia miesiąca.
Dwa dni spędziliśmy w autobusie, modląc się i zapoznając się z wydarzeniami, które mają miejsce od 1981 r. aż po dzień dzisiejszy. Do Medziugorja dojechaliśmy w niedzielę wieczorem około 20:00. W poniedziałek 18 października, w deszczową pogodę, ale z radością w sercu wspięliśmy się po śliskiej ścieżce na Górę Objawień. Wszyscy sobie pomagali. Pośród pielgrzymów była i Joëlle – całkowicie niewidoma pięćdziesięciolatka, jej dwunastoletnia córka Vinciane oraz ich skromna, ale uśmiechnięta przyjaciółka Claudia, która wszędzie z miłością i uwagą towarzyszyła Joëlle. Joëlle była szczęśliwa, wydawało się, że unosi się ponad kamienistą ścieżką. Przed figurą Matki Bożej wypowiedziała cudowną modlitwę, pełną miłości i zaufania do Matki niebieskiej. Cała grupa pozostała na wzgórzu dwadzieścia minut w ciszy, a potem razem zeszła w dół, aby o 17:00 ponownie spotkać się w kościele św. Jakuba w czasie modlitw wieczornych. Tu Joëlle przytrafiło się coś dziwnego: poczuła jakby jakaś ręka ją dusiła – a właśnie przyjęła Komunię św. – i słyszała jak jakiś głos jej wyrzuca: „Chciałaś mieć dziecko – dostałaś córkę. Chciałaś pracę – dostałaś ją. Teraz dość, będziesz w końcu cicho? Kiedy jest zimno masz ciepłe mieszkanie, kiedy jesteś głodna zawsze masz coś na talerzu, kiedy pada śnieg masz ciepłe ubranie. Będziesz w końcu po cichu, teraz już naprawdę wystarczy?!” Joëlle była bardzo zdenerwowana. Tego samego wieczoru rozmawiała z ks. Fabianem, który jej powiedział, że w hostii jest sam Bóg, że On pragnie dla nas dobra i że to z pewnością nie pochodzi od Niego. Powiedział jej, żeby modliła się do Boga i niech Go prosi, by mogła wypełniać Jego wolę. To ją uspokoiło.
Następnego dnia 19 października, zdecydowaliśmy, by pójść odmówić Drogę Krzyżową, wspinając się do dużego krzyża na górze Kriżevac. Starsze osoby oraz Joëlle odmawiały Drogę Krzyżową z ks. Olivierem w dolinie, a grupa w niedużym deszczu, na podłożu jeszcze trudniejszym i bardziej śliskim niż poprzedniego dnia, wspinała się na Kriżevac. Przed każdą stacją długo modliliśmy się we wszystkich naszych intencjach. Luc zaproponował nam, abyśmy zjednoczyli się w modlitwie z niewielką grupką, która nie mogła z nami pójść na górę i abyśmy Drogę Krzyżową ofiarowali zwłaszcza za Joëlle, abyśmy prosili o szczególne łaski dla niej – dlaczego nie i o uzdrowienie – ponieważ dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To była bardzo intensywna Droga Krzyżowa, była to głęboka modlitwa, w której rozważaliśmy cierpienie Chrystusa, które ofiarował za nasze grzechy. Trwała od 9:00 do 15:00. O 17:00 ponownie spotkaliśmy się w medziugorskim kościele parafialnym na modlitwach wieczornych.
Tu wydarzył się cud. W chwili, gdy Joëlle przyjęła św. Eucharystię, zobaczyła księdza i jego białą albę. Zupełnie zaskoczona, spojrzała w górę i zauważyła lampy, wysoki strop kościoła, witraże. Tak jakby została wyrzucona z ciemnego kokonu i poczuła się źle. Powiedziała do Claudii, która stała za nią: „Proszę Cię wyprowadź mnie stąd, nie czuję się dobrze.” Kiedy wyszły Joëlle powiedziała Claudii: „Widzę światło!” Poszły w kierunku zakrystii skąd właśnie wychodził ks. Olivier. Zapytał: „A, co wy tu robicie?” Joëlle mu odpowiedziała: „Ja widzę!”
Głęboko wzruszony ks. Olivier zaproponował, żeby wróciły do kościoła, gdzie właśnie kończyła się trzecia część różańca. Ludzie wyszli z kościoła, a my otoczyliśmy Joëlle. Ksiądz, jak prawdziwy pasterz, zaproponował, by podziękowała Panu, więc razem poszli w kierunku stopni przed ołtarzem głównym, uklękli i podziękowali Bogu za wielki dar, który właśnie jej dał. Ten gest przypomniał nam o fragmencie z Ewangelii, w którym Jezus uzdrowił dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden powrócił, by podziękować. Potem poszliśmy pod figurę Matki Bożej, by i Jej podziękować za wstawiennictwo. Potem wróciliśmy do pensjonatu. Kilka kobiet z Włoch, jak i jacyś pielgrzymi z Plymouth opowiedzieli nam, że byli za Joëlle, kiedy przyjmowała komunię i że czuć było od niej intensywny zapach róż. Joëlle przyznała później, że ten zapach róż towarzyszył jej przez wiele dni i że nadal jest obecny. Vincianne, która była na Mszy, wróciła do pensjonatu i nie wiedziała jaką łaskę przyjęła jej mama. Należy podkreślić, że Joëlle nigdy nie widziała na oczy córki, ponieważ była niewidoma od 42 lat.
Ks. Olivier, bardzo szczęśliwy pobiegł do pensjonatu i zaprosił wszystkich by zeszli do holu, bo chce im przekazać dobrą wiadomość. Gdy weszła Joëlle, wszyscy pielgrzymi byli już razem. Joëlle weszła, zobaczyła swoją córkę i powiedziała: „Umyłaś włosy?” Vinciane, nie zauważając niczego odpowiedziała: „No, tak” i zapytała: „A dlaczego wszyscy musieliśmy tu zejść?” Joëlle opowiedziała: „Czy nie widzisz we mnie żadnej zmiany?” Vinciane spojrzała i powiedziała: „Nie”. „Przyjrzyj się lepiej” – powiedziała jej mama, a Vinciane wykrzyknęła: „Ty widzisz!” Jakież wzruszenie! Z radości padły sobie w objęcia i tak pozostały około pięciu minut. Vinciane potem przyznała: „Nieustannie się modliłam, żeby mama odzyskała wzrok i powiedziałam Maryi, że nie wyjadę z Medziugorja dopóki mama nie przejrzy.”
Jakaż cudowna wiara! Maryja słyszy wołanie swych dzieci. Cała grupa była bardzo szczęśliwa i poprzez modlitwę dziękowała Panu i Jego Matce Maryi. Choć była już dziesiąta wieczorem, z Joëlle na czele poszliśmy pod Niebieski Krzyż na miejsce, gdzie Matka Boża ukazuje się Mirjanie i Ivanowi.
Nie mogę ukryć głębokiej radości, którą czujemy, radość, że przyjęliśmy ten drogocenny znak, który dała nam Maryja w dwudziestą rocznicę istnienia naszej grupy modlitewnej. To jest naprawdę znak, który nam daje Maryja, nasz Matka, znak, który nam pomaga wytrwać.
Maryja nas prowadzi, dodaje odwagi, trzyma nas za rękę, kocha nas i pragnie, aby poprzez grupy modlitewne orędzia, które nam daje od niespełna trzydziestu lat były głoszone i by wprowadzano je w życie. Kiedy jedziemy na pielgrzymkę do Medziugorja, rozpoczynamy szkołę Matki Bożej, przez którą Ona prowadzi nas do swego Syna Jezusa.
 „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe“ (Mt 19, 26).
Christiane Claessens

Szkoła Maryi: wszystko czynić sercem
1. codzienna modlitwa różańcowa; 2. codzienne czytanie Pisma św. przez przynajmniej 5 minut; 3. spowiedź przynajmniej raz w miesiącu; 4. Msza św. w każdą niedzielę, a jeśli to możliwe również w ciągu tygodnia; 5. post o chlebie i wodzie dwa razy w tygodniu, najlepiej w środy i w piątki.
Ta szkoła Maryi jest drogą świętości. Jest to złota nić wszystkich grup modlitewnych Maryi Królowej Pokoju.


Z mroku do światła
List do przyjaciół od uzdrowionej Joëlle
Drodzy Przyjaciele,
chcę się z wami podzielić, tym co się wydarzyło po uzdrowieniu 19 października 2010 r. w Medziugorju. Kiedy tego pierwszego wieczoru wyszłam z medziugorskiego kościoła, rozróżniałam światło i ludzkie twarze: widziałam jak ruszają się ich oczy i usta. Dni mijały, wzrok powoli i stopniowo się polepszał. Dziś dziękuję Panu, że nie uzdrowił mnie tak od razu: bo być może bym tego nie zniosła. Wracając do Szwajcarii z autobusu zauważyłam jakieś „rozczochrane drzewa”. Moja przyjaciółka Claudia powiedziała mi, żebym jej powiedziała, gdy znowu zobaczę coś takiego. Minęło kilka minut, autobus jechał, w końcu znowu zobaczyłam jedno rozczochrane drzewo… „To jest palma!” powiedziała mi Claudia. Wyobraźcie sobie jakbyście się czuli, jakbyście się przebudzili po 42 latach. Nic już nie jest takie samo. Przyjaciele z grupy modlitewnej są dla mnie cudowni. Dają mi siłę na to przebudzenie, na patrzenie w Światłość.
Po powrocie do Szwajcarii ponownie poznałam się z moimi dwoma braćmi, siostrą i rodzicami. Kiedy zapada zmrok, jest to dla mnie odpoczynek. Życie wygląda jak dawniej. Nieustannie modlę się do Jezusa i Maryi. Miłość do nich obudzili we mnie moi rodzice i tę pochodnię przekazałam swojej córce Vinciane, która była ze mną w Medziugorju.
Przez pierwszych kilka dni, kiedy w Lozannie widziałam wielkie domy, budynki mające ponad dziesięć pięter, było mi niedobrze, pociłam się i zbierało mi się na wymioty. Nie chciałam wychodzić ze strachu przed spojrzeniem na te wielkie budynki… To samo było z ludźmi: każde spotkanie budzi we mnie strach czy dyskomfort. Jest jak jest, nie tracę ufności, bo jeśli Jezus poprzez Maryję przywrócił mi wzrok, jestem przekonana, że da mi również łaski bym poradziła sobie z trudnościami, towarzyszącymi mojemu uzdrowieniu. Wiara, cierpliwość, odwaga i zaufanie to kamienie milowe, których trzymam się na drodze życia. Jestem pewna, że Jezus zawsze kończy swoje dzieło, On, który zawsze objawia się dyskretnie i cicho.
Dziś lepiej rozpoznaję. Widzę duże przedmioty takie jak domy, drzewa, trawniki, samochody, widzę naszego kota, schody, słońce i ludzi. Wróciłam do pracy, a prace domowe wykonuję z łatwością. Vinciane cieszy się z przemiany, która się zachodzi w jej mamie i mówi, że panuje u nas Boży pokój! Łączę się z Wami w modlitwie.
Joëlle Beuret-Devanthéry
Lozanna, 19 października 2010 r.

P. S. Coś, co Wam pomoże zrozumieć, co przeżywam:
Ludzie zawsze mi mówili, że mam szczęście, że nie widzę tego brzydkiego i szarego świata. Mówili mi, że ludzie są z gruntu źli. Wyobrażałam sobie, że ziemia jest szara, że ludzie są jak jakieś szare słupy, że słońce świeci przez gęstą mgłę, że nawet woda, którą piję jest szara i mętna.
Byłam bardzo zaskoczona, kiedy odkrywałam cudowną, kolorową przyrodę, uśmiechniętych ludzi, przecudowne słońce na niebieskim niebie, wszystko pełne harmonii i ładu! Chwała Ci, Boże!
Wyobrażałam sobie, że na przystankach ludzie są ściśnięci niczym sardynki w konserwie i to było dla mnie wyczerpujące. Dziś regularnie oszczędzam z piętnaście minut, bo znajduję przejście pomiędzy ludźmi i szybciej dochodzę do metra. Maryja prowadzi mnie i trzyma za rękę, pokazuje mi drogę. Dziękuję Ci Maryjo!
Niewierni Tomasze z mojego otoczenia mówili mi, że to nie jest możliwe. Kilka dni później zadzwonili do mnie i powiedzieli, że przemyśleli sobie i że w tym cudzie rozpoznają Bożą rękę.
Mogłabym jeszcze wiele opowiedzieć, ale byłoby zbyt długo.
Przeprowadzone zostały już pomniejsze badania. Na lewe oko widzę światłość, na prawe jeszcze lepiej. 8 grudnia 2010 r. mam wizytę u profesora oftalmologii w Bazylei. Napiszę znowu. Pozostańmy zjednoczeni w modlitwie, dziękujmy Maryi Królowej Pokoju i Jej Synowi Jezusowi, który mówi, że nie wejdziemy do Królestwa Niebieskiego dopóki nie staniemy się niczym dzieci… To uzdrowienie dało mi duszę dziecka, spojrzenie dziecka, które przeszło z nocy do Światła! Panie, wszystko pochodzi od Ciebie, wszystko jest dla naszego szczęścia i wszystko do Ciebie wraca.